Tytuł: I'm angry for you, but I love you.
Bohaterowie: Louis Tomlinson, Liam Payne, Ryan Coward.
Bromance: Lilo.
Leżymy na łóżku, ty wpatrujesz się pustym wzrokiem w sufit, ja
natomiast patrzę na ciebie. Chciałbym się dowiedzieć co siedzi w twojej
głowie, ale ty milczysz. Zawsze taki byłeś, mówiłeś mało, robiłeś za to
wiele. Przechylasz głowę w lewo, nagle przed oczami masz mnie. Mnie z
rozciętym łukiem brwiowym i dolną wargą, na twarzy, zarówno jak i na
całym ciele mam kilka siniaków i rozcięć, ale ból powoli przechodzi.
Chciałbym, żebyś coś do mnie powiedział, chociażby jedno głupie
bezsensowne słowo, ale ty nie mówisz nic, robisz to zawsze wtedy, kiedy
wracam z walki, nie ważne czy jestem poobijany, czy też nie, ty
milczysz. Zamykasz oczy i przekręcasz się na drugi bok, próbujesz
zasnąć, a ja wciąż wpatruje się w ciebie. Musisz być na mnie cholernie
wściekły, że poszedłem tam pomimo twoich próśb. Owszem mógłbym to
zmienić mógłbym zaprzestać walk, żyć spokojnie z tobą, ale ten spokój
wcześniej czy później byłby naruszony. Bez wątpienia sprawiłbym ci
radość, gdybym z tym skończył, ale ja nie chcę. Choć wydaje się to
pewnie dziwne, polubiłem to, mimo bólu, który doskwiera mi przy każdym
mocniejszym uderzeniu, ale kiedy wygrywam, kiedy to ja jestem zwycięzcą,
ogarnia mnie wszechogromna duma, czuję się tak, jakbym właśnie wszedł
na Mount Everest.
- Hej wy! - ktoś krzyczy za nami,
kiedy wspólnie wracamy z kina, bez wątpienia to był dobrze spędzony
wieczór w końcu spędziłem go w twoim towarzystwie, niemalże równocześnie
odwracamy głowy w stronę dochodzącego głosu. - Tak, wy! - przed nami
stoi napakowany facet, ścięty na równe zero.
Smród kłopotów czuć w powietrzu. Spoglądam kątem oka na ciebie, jesteś przerażony, zresztą ja także.
- Słucham? - odzywam się do mężczyzny, ponieważ tobie nie może przejść przez gardło chociażby jedno, najprostsze słowo.
-
Nie ładnie tak być pedałami! - krzyczy do nas i nie wyczekując nawet
naszej reakcji, wymierza mi cios w nos, z którego zaraz leci strumień
krwi.
Stoisz nieruchomo, nie wiesz co zrobić, jesteś w szoku, to
normalne. Próbuję podnieść się z zimnego betonu, jednak nie udaje mi się
to, ponieważ niechciany towarzysz kopie mnie z całej siły w brzuch,
zahaczając mój żołądek. Momentalnie robi mi się nie dobrze, pozbawiony
wszelkiej energii do bronienia się, upadam na posadzkę. Widzę, jak
próbujesz go odciągnąć, ale to na nic, jest od ciebie trzy razy większy.
Łokciem uderza cię w twarz, przez co tracisz kontrolę, jego kolejny
cios i z twojego łuku brwiowego wydobywają się krople krwi. Niemal
natychmiast mężczyzna uderza cię w łydkę, przez co z pewnością będziesz
miał złamaną nogę, to zawsze się tak kończy, z ogromnym bólem,
wrzeszczysz i upadasz na beton, przy okazji uderzając się o niego głową,
tracisz przytomność, a mężczyzna nie zaprzestaje swoich kopnięć w twój
brzuch, po chwili nawet z twoich ust wydobywa się krew. Oddycham już
całkiem stabilnie, podnoszę się i rzucam na przeciwnika, który w tym
momencie jest zdezorientowany. Skoczenie na jego plecy, wcale nie było
mądrym posunięciem z mojej strony, ponieważ zaraz leżę przygwożdżony do
posadzki, a brązowooki okłada mnie pięściami, czuję jak łamie mi żebro,
po czym wymierza ciosy prosto w moją twarz, po chwili i ja jestem
nieprzytomny.
Otwieram powieki, wpatruje się przed siebie, tak, to
wszystko było tylko strasznym koszmarem, próbuję się podnieść i zaraz
dochodzi do mnie, że to zdarzyło się naprawdę. Każdy milimetr mojego
ciała w tym momencie mnie boli, głowa jakby zaraz miała eksplodować, ale
wysilam się i spoglądam w lewo, niestety, przede mną jest tylko zielone
prześcieradło, zasłaniające widok osoby leżącej obok mnie. W mgnieniu
oka przede mną staje niska pielęgniarka, z przejęciem patrzy na mnie,
bez wątpienia chciałaby mi pomóc, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że
nic prócz tabletek przeciwbólowych nie może mi zaaplikować. Rozchylam
swoje wargi, chcę coś powiedzieć, a dokładniej zapytać o ciebie.
-
G-gdzie. - ledwo wydobywam te słowo, męcząc się przy tym milion razy
bardziej, niż zazwyczaj. - Li-am? - dokańczam resztkami sił i zamykam
swoje usta, ciężko mi w tym momencie oddychać, ale staram się to
zignorować.
- Ah.. Liam. Lou, mogę tak do ciebie mówić, prawda? -
pyta mnie, chce być miła, szkoda tylko, że nie pomyślała ile będzie mnie
kosztować wymuszenie słowa potwierdzającego, zamykam oczy na znak, że
nie mam nic przeciwko temu, a ona kontynuuje. - Twój przyjaciel...
Operują go, jest w ciężkim stanie, ale spokojnie. - reaguje, ponieważ
szybko podrywam się z łóżka. - Mamy tutaj świetnych lekarzy,
wyzdrowieje, zobaczysz. - uspokaja mnie, ale tylko na chwilę, przecież
lekarze są tylko ludźmi, a ludzie popełniają błędy, co jeśli popełnią
takowy podczas operacji? - Louis proszę cię, nie rób scen, leż tutaj. -
zwraca się do mnie i chociaż chciałbym dać sobie spokój, nie mogę, za
bardzo się o ciebie boję.
- A-le ja ch-cę go zo-ba-czyć. - odpowiadam jej. - Proszę m-mi pozwo-lić.
-
Umówmy się tak, jeśli skończą go operować, przyjdę do ciebie i zabiorę
cię do niego, okej? - pyta, a ja zgadzam się i opadam na łóżko.
Pielęgniarka
odchodzi, a ja.. Ja czuję się strasznie, myśl, że przez tego bydlaka
mogę już więcej cię nie zobaczyć, zabija mnie od środka. Nie wyobrażam
sobie życia bez ciebie, osoby, która jest dla mnie całym światem. Jestem
zmęczony, powoli moje powieki opadają z przemęczenia, ale nie zasnę,
muszę czekać na ciebie, to w tym momencie jest dla mnie najważniejsze.
Przypominam sobie wczorajszy wieczór, to była nasza rocznica, nie
chcieliśmy spędzać jej jakoś szczególnie, oboje woleliśmy pójść na jakiś
film do kina, a później zjeść kolację w domu, oczywiście, po tym
podsumowalibyśmy nasz związek, trwający rok, seksem, na który starannie
się przygotowałem. Wcześniej wydepilowałem się, wypróżniłem, kupiłem
także kremy nawilżające, które ponoć pomagają. Nienawidziłeś momentu, w
którym wchodziłeś we mnie, owszem to bolało, ale tylko z początku,
później zamieniało się w rozkosz, naprawdę pragnąłem ciebie coraz
częściej, ale ty i te twoje serduszko, które było tak bardzo wrażliwe.
Mimo wszystko zawsze mi ulegałeś, a ja miałem niesamowitą frajdę z tego
powodu. Miło było czuć się pożądanym, przez ciebie oczywiście. I potem
bach, przed moimi oczami stoi ten napakowany, łysy koleś. Pamiętam jego
twarz doskonale, jej nie można byłoby nie zapamiętać, w końcu nie każdy
ma tatuaż na twarzy. Pamiętam również to, co zrobił tobie i momentalnie
ożywia się we mnie chęć zemsty i chociaż nie wiem jak tego dokonam,
zrobię to, zemszczę się.
Kilka dni później ja wychodzę ze
szpitala, ale ty jeszcze musisz tam zostać. Operacja się udała, a ty
wrócisz do zdrowia, wystarczy chwile poczekać. Spędzałem u ciebie każdą
wolną chwilę, powoli wszystko zaczęło się układać, do czasu.
- Lou. - zaczynasz wyraźnie skrępowany.
- Tak? - odpowiadam ci niemal natychmiast.
-
My. - przełykasz głośno ślinę. - Chyba powinniśmy się rozstać.. -
dokańczasz a ja chociaż rozrywa mnie w środku na miliony kawałków,
zachowuje spokój i odrywając się od czytanej przeze mnie gazety,
spoglądam na ciebie.
- Dlaczego? - pytam spokojnie.
- Louis,
takich ataków będzie więcej, zobaczysz... Nie mogę dopuścić, aby
cokolwiek ci się stało. - informujesz mnie, a twoje oczy momentalnie
szklą się, zarówno ja, jak i ty nie chcemy tego.
Owszem, czasami
myślałem, żeby dać ci odejść, bo bałem się o ciebie, cholernie się
bałem, ale dopiero później uświadomiłem sobie, co muszę zrobić. Nie
zastanawiając się długo zapisałem się na siłownie i boks. Przez te dwa
miesiące, które spędziłeś w szpitalu, ja nauczyłem się bardzo wiele i z
pewnością nauczę się jeszcze więcej, obronie nas.
- Oj Payne, Payne... - uśmiecham się do ciebie. - Nigdy w życiu nie
pozwoliłbym, abym przez jakiegoś kretyna stracił ciebie. Doskonale wiesz
jak dużo dla mnie znaczysz, nie możemy się rozstać. - odpowiadam ci i
mimo, że chcę dodać o moim postępie, milczę.
Nawet nie chcesz się
ze mną sprzeczać, zapewne miałeś nadzieję, że właśnie tak odpowiem ci na
zerwanie. Kładę "Forbes"* na półce stojącej obok twojego łóżka i po
chwili leżę na nim z tobą. Wtulam się w ciebie, strasznie mi tego
brakowało, twojego uścisku, opiekuńczości. W twoich ramionach jest mi
dobrze, właśnie w nich jest moje miejsce na ziemi. Leżymy tak w uścisku,
kiedy niespodziewanie w twojej sali zjawia się lekarz, widząc go
schodzę z łóżka i siadam wygodnie na krześle stojącym obok niego.
Dopytujemy co z tobą i kiedy będziesz mógł wyjść, a na wieść, że
odbędzie się to już dzisiaj, nie tracąc czasu, zaczynam cię pakować. Po
dwóch godzinach jesteśmy już w naszym mieszkanku. Zmęczony kładziesz się
spać, a ja, jak to ja, idę na siłownię. Wchodzę tam jak gdyby nigdy nic
i zaczynam trenować, ale podczas podnoszenia kolejnego ciężaru, przed
oczami staje on, osoba, która nas skrzywdziła. Po moim ciele przechodzą
ciarki, może to ze strachu, lub obawy, że ta sytuacja powtórzy się
ponownie, ale staram się to zignorować i faktycznie mi się to udaje.
Patrzę na niego, wykonuje podobne ćwiczenia do moich, choć te moje z
pewnością są o wiele bardziej efektywne. Staram się nie rzucać w oczy,
wykonuję kolejną serię i mimo, że już nie mam siły, zostaje tutaj i
wyciskam z siebie ostatnie krople potu. Całe szczęście po godzinie
mężczyzna kończy swój trening, a ja wychodzę z budynku za nim, śledzę
go. Zabawne, zawsze chciałem być detektywem, jednak zostałem kucharzem,
ale nie żałuję, dzięki jednemu z kursów, dzisiaj jesteśmy razem. Wchodzę
za nim do starej, opuszczonej rudery, a to co w niej widzę wydaje się
istnym szaleństwem. Klatki, w których znajdują się ludzie, zazwyczaj
para osób, która próbuje jak najszybciej wykończyć swojego przeciwnika,
ale zdarzają się czwórki, gdzie każdy uderza w to, co akurat dostał pod
rękę. Jakiś palant pyta się mnie, czy chcę walczyć, ale ze spokojem
odpowiadam mu, że na razie się rozglądam, a on całe szczęście odpuszcza.
Wystarczyło mi kilka minut, aby dowiedzieć się wszystkiego. Każda
sobota, to szansa na wybicie się, 10 funtów i możesz się bić, aż
staniesz się kwaśnym jabłkiem. Później wracam do domu, w którym czekasz
na mnie ty, owszem mógłbym powiedzieć prawdę, ale byłbyś zły, w twoim
domniemaniu przemoc niczego nie rozwiązuje, więc wymyślam jakąś historię
o rzekomym telefonie do pracy i przyrządzeniu paru potraw, na mały
bankiet. Całe szczęście ufasz mi bezgranicznie i wierzysz w to i chociaż
już doskwierają mi wyrzuty sumienia, nie mogę powiedzieć ci prawdy.
Mijają
kolejne dwa miesiące, a ja jestem o wiele lepszy niżeli przedtem.
Podjąłem decyzję, dzisiaj będę walczył. Wychodzę z domu i idę w kierunku
budynku, w którym znalazłem się śledząc naszego oprawcę. Musiałem cię
okłamać, ale zrozum, nigdy nie pozwoliłbyś mi na to, za bardzo byś się o
mnie bał i rozumiem to, doskonale, też bym się o ciebie bał, bo kocham
cię, tak, cholernie cię kocham. Impreza, o ile tak ją można nazwać trwa
już w najlepsze, klatki są pozapełniane, ale jedna, jak sądzę ta, w
której ma odbyć się najbardziej pasjonująca walka, stoi pusta, zdziwi
cię to, ale mam nadzieję, że znajdę się tam ja, wraz z tym obleśnym
facetem, którego pokonam, na oczach wszystkich, zobaczysz, zrobię to.
Płacę tyle ile trzeba i idę się przebrać, zabawne, dzielę z nim szatnie,
ale on nawet mnie nie poznaje, to dobrze, nawet bardzo dobrze,
przypomnę mu o tym później. Wchodzę na matę, zaczynam swoją pierwszą
walkę, mój przeciwnik okazuje się być strasznie słaby, wystarczyło parę
kopnięć w łydkę, kilka ciosów w nos oraz dźwignia, zaraz ogłoszono mnie
zwycięzcą. Drugi rywal, z którym walczę jest mocniejszy, mam trochę
trudności z opanowaniem go, niewątpliwie umie się bić, ale po kilku
minutach zaciętej walki udaje mi się go pokonać.
- Stary, ale go
załatwiłeś! - jakiś widz klepie mnie po ramieniu na znak uznania, a ja
uśmiecham się tylko do niego, doskonale wiem o tym, że jestem dobry.
-
Walka wieczoru odbędzie się przeciwko Tommo, a Ryan'em! Proszę państwa,
to będzie niezapomniany widok, obiecuję wam to! - dochodzą mnie głosy
dj'a, który dba nie tylko o muzykę, ale również o komentowanie całej
sytuacji.
Przykładam sobie worek z lodem do żebra, w które
dostałem od mojego przeciwnika, prawdopodobnie jest złamane, ale wiem,
że muszę być silny, bo zaraz moja walka. Przemywam twarz wodą i jestem
gotowy. Wychodzę z szatni i wchodzę do klatki, on już tam jest, ten sam,
który nas pobił, stoi i patrzy na mnie, w jego oczach widać zło, ale
również ból, ciekawi mnie co go spowodowało, ale nie mam czasu, żeby się
nad tym zastanawiać, bo zaraz atakuje mnie. Próbuje wymierzyć mi cios z
prawej ręki, ale robię szybki unik i atakuję go od dołu, w mgnieniu oka
leżymy na macie, ale to ja jestem u góry, to ja prowadzę. Wymierzam mu
serię uderzeń, w brzuch, w policzki, w nos, w końcu staram się założyć
mu dźwignię, ale jemu udaje się mi wyrwać. Gubię się, jestem zbyt
zdenerwowany, zbyt agresywny, nie myślę, ani nie oddycham, tutaj jest
mój błąd, za który płacę siarczystym ciosem w nos, z którego leci krew,
mimo wszystko jednak staram się wrócić do gry, ale nie udaje mi się to,
ponieważ dostaję w brzuch, znowu żołądek, boli cholernie, pamiętam to
uczucie z tamtego wieczoru. Staram się od niego uciec i chociaż to mi
się udaje, powoli odzyskuję nad sobą panowanie i próbuję go zaatakować.
Wymierzam serię w jego brzuch, a on zgina się w pół, uderzam kolanami
jego twarz, zaraz zalewa się krwią, ale ja nie przestaję, nie teraz,
kiedy to ja góruję, wiesz co mam przed oczami? Pewnie myślisz, że jego,
ale nie, myślę w tym momencie o tobie i o bólu jaki zadał ci facet,
którego teraz okładam, dzięki czemu biję jeszcze mocniej, chcę zemsty i
właśnie teraz ją dostaję. Puszczam go, a on ląduje na macie, cały
zakrwawiony, nie ma siły, jest przymroczony, a ja to skutecznie
wykorzystuję, kilka kopnięć w jego brzuch, zahaczam żołądek, ten cios
jest za mnie, następnie pod wpływem mocniejszego uderzenia łamię mu
żebro, może jedno, może dwa, czy to ważne? Nie wydaje mi się, więc
przewracam go na plecy, a następnie siadam na nim okrakiem.
-
Pamiętasz mnie? - szepczę mu do ucha, a on jakby faktycznie zaczął sobie
przypominać, próbuje się wyrwać, ale okładam go pięściami, Ryan, bo w
końcu tak się nazywa, jest już spuchnięty, krew leje się z niego
litrami, a ja dokładam kolejną serię w jego głowę, sądzę, że gdyby nie
to, że dwóch kolesi odciągnęło mnie od niego, nie przestałbym.
Dalej
jestem wściekły, to adrenalina, sędzia podnosi moją rękę do góry, na
znak mojego zwycięstwa, a ja zaczynam oddychać miarowo, spokojnie.
Zmęczony, ale jakże szczęśliwy, że dokonałem zemsty, uśmiecham się do
tłumu, który skanduje moje imię. DJ ogłasza mnie nowym mistrzem, a na
moich plecach ląduje pas, ale nie cieszę się z tego, nie o to mi
chodziło, ja po prostu musiałem się zemścić i zrobiłem to. Następnie
zadowolony wychodzę z klatki i idę do szatni, przemywam krew wodą,
przebieram się i już mam iść do wyjścia, kiedy jakiś mężczyzna
zatrzymuje mnie. Zaczyna nawijać o częstszych walkach i wręcza mi
pieniądze, jak się później dowiaduję to za wygraną walkę, uzbierała się
dość duża suma, więc chowam ją w torbie. Na odchodne, facet krzyczy do
mnie 'do zobaczenia'.
Wracam do domu, a ty siedzisz przy stole i
jesz płatki, ale widząc mnie, obitego w drzwiach szybko podrywasz się z
krzesła i podbiegasz do mnie, pytasz co się stało, ale ja siadam
wykończony na kanapie, opatrujesz moje rany, dziękuję ci za to, ale ty
wciąż żądasz jakiś wyjaśnień. Zaczynam ci o wszystkim opowiadasz, jesteś
na mnie zły, twierdzisz, że przemoc niczego nie rozwiązała, a moja
zemsta nic mi nie da. Owszem, masz rację to nic nie zmieni, ale
chciałem, żeby on poczuł to samo co czuliśmy my. Zostawiasz mnie samego w
pokoju, idziesz do sypialni, gdzie kładziesz się na łóżku, myślisz,
widzę, że jesteś na mnie zły, ale jednak chyba trochę dumny. Po cichutku
wchodzę do pokoju i kładę się obok ciebie, przytulając się. W twoich
ramionach czuję się najlepiej, wiesz o tym prawda? Przepraszam cię,
robię to po raz kolejny, ale nic innego nie mogę ci powiedzieć.
Milczysz, a ja nie wytrzymuję tej ciszy.
- Powiedz coś, proszę. -
zwracam się do ciebie i patrzę ci w oczy, w te same oczy, w których
długi czas temu zakochałem się bezpowrotnie.
- Źle zrobiłeś. -
odpowiadasz mi po minucie. - I jestem na ciebie zły. - dodajesz, ale
jeszcze nie kończysz swojej wypowiedzi. - Ale wciąż cię kocham. - teraz
kończysz i podnosisz kąciki ust w uśmiechu.
Przybliżam się do
ciebie i całuje, delikatnie, ponieważ mam uszkodzoną wargę, chociaż
najchętniej bym go pogłębił. Ponownie wtulam się w ciebie i słucham
bicia twojego serca, które jest dla mnie najlepszą muzyką, ale dźwięk
przychodzącego sms'a wszystko psuje. To mój telefon wydał z siebie
odgłos, więc wstaje i podchodzę do niego, otwieram wiadomość. 'Piątek,
dwudziesta, miejsce to samo co dzisiaj". Z początku zastanawiam się o co
chodzi, ale dopiero później dochodzi do mnie, że to data kolejnej
walki. Pytasz o co chodzi, nie chcę cię okłamywać, zbyt dużo razy już to
zrobiłem, więc mówię ci prawdę.
- Pójdziesz? - i tym pytaniem
mnie nie szokujesz, ale nie wiem co mam ci odpowiedzieć, więc wzruszam
tylko ramionami. - Lou, powiedz, że tam nie pójdziesz. - podnosisz głos.
- Nie wiem... - odpowiadam ci zgodnie z prawdą.
Nie odpowiadasz mi już nic, wolisz poczekać do piątku, wtedy poznasz moją odpowiedź.
Kolejne
dni lecą miło, bezproblemowo, ale w mojej głowie siedzi jedno pytanie,
mianowicie 'pójdę tam?'. Zastanawiałem się nad tym milion razy i robię
to po raz kolejny. Rozważam wszystkie za, których jest niewiele, w
zasadzie tylko jedno, kasa, która jest naprawdę duża, no i przeciw,
których jest znacznie więcej, ale głównym powodem mojego niezdecydowania
jesteś ty. Mimo wszystko postanawiam, że pójdę.
Przypominam
sobie jak to wszystko się zaczęło, ale nie żałuję. Lubię się bić,
dzięki temu, respekt do gejów powiększa się. Pokazuje ludziom, że
jesteśmy silni i potrafimy się bronić. Pamiętam doskonale tamten dzień, w
którym nas pobito oraz ten, w którym zemściłem się. Jestem z
siebie dumny i ty też jesteś, chociaż wciąż jesteś na mnie trochę zły, że zrobiłem to wszystko za twoimi plecami. Stwierdzam, że zrobiłem dobrze i przytulam się do
ciebie. Po chwili czuję jak się do mnie obracasz i całujesz w głowę.
Jest mi dobrze, cholernie dobrze i obiecuję ci, skończę z tym dla ciebie tylko i wyłącznie dla ciebie.
________
No, oto ten jednopart z Lilo. Fabuła nie jest jakoś mega wciągająca, ale mimo wszystko chyba nie jest najgorsza. Pomysł wpadł mi w zasadzie tak sam z siebie, ale skoro mi się nawet spodobało, to mówię czemu nie ;P.
Jeśli o rozdział chodzi, to dodam go może wtorek/środa pod warunkiem, że się wyrobię, bo słysząc dzisiaj nauczycieli powoli zaczynam w to wszystko wątpić..
Niemniej jednak mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodobał ten one shot i nie zanudziłam was :) x.
Pozdrawiam :3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz